je, że ona jest pozbawiona uczuć. I nie naskakuj na nią tylko dlatego, że

na tym, że dość często tu zagląda, być może tylko po to, żeby uciec od surowości dużej, przesadnie białej przestrzeni. Tutaj znajdował się sprzęt grający, na którym mogła odtwarzać taśmy z klasycznym jazzem. W rogu pięknego antycznego biurka stał supernowoczesny 131 telefaks. O jedną ze ścian wsparte były dyplomy i certyfikaty oprawione w złote ramki. W każdym rogu stały tekturowe pudła. Skórzany fotel był wy! godny i z pewnością bardzo drogi. Widać było, że Quincy dużo czasu spędzał w tym pokoju. Czasami czuła zapach jego wody kolońskiej. Usiadła w fotelu. Poczuła się jak intruz, kiedy znów zadzwonił telefon. Zgodnie z procedurą pozwoliła włączyć się automatycznej sekretarce. - Cześć, kotku - odezwał się delikatny głos. - Podobno wprowadziłeś politykę dostępności. Kapuję. Bóg wie, że tutaj nie ma z kim pogadać. Szkoda twojej pociągającej córki. Ale nie żal mi twojej byłej. Quince, na ulicy mówi się, że ktoś ma twój numer. Nie martw się, kochasiu. Postawiłem na ciebie w więziennym totku. Sto do jednego - to mój styl. Do dzieła, dziewczyno! Życie jeszcze nie było takie zabawne. Dzwoniący odłożył słuchawkę. Glenda pomyślała, że ten telefon był dobry, wystarczająco długi, żeby go namierzyć. Co prawda założenie podsłuchu niczego nie dowiodło, chyba poza udokumentowaniem faktu, że wielu http://www.smaczno-pizzeria.net.pl/media/ oczy rodzinom ofiar. Nikt nie spodziewał się żadnych burd podczas samego pogrzebu. Ale Rainie i burmistrz obawiali się tego, co mogło nastąpić później, kiedy wzburzeni ludzie wyjdą z cmentarza i wypiją w barze po parę drinków. Alkohol i broń nigdy nie stanowiły dobrej kombinacji, a co gorsza w Bakersville nie brakowało ani jednego, ani drugiego. Policjanci z Cabot dostali rozkaz, żeby obserwować tłum. Później trzeba będzie mieć na oku tych, którzy najbardziej mącą. Burmistrz nie chciał ryzykować. Nie teraz, kiedy do tego stopnia wzrósł popyt na strzelby. Zgodnie z sugestią Quincy’ego policjanci wypatrywali też osoby, która odstawałaby od reszty żałobników. Może białego mężczyzny w średnim wieku, jakoś niepasującego do otoczenia. Może kogoś, kto za dobrze by się bawił na pogrzebie. Kto byłby na tyle głupi, żeby patrzeć na trumny z uśmiechem. Rainie nie wierzyła, że będą mieli aż tyle szczęścia, ale Quincy nalegał. Istniała duża

nie sprawił, że czuła się kimś wyjątkowym. Przez krótką chwilę pomyślała o Amandzie. O Amandzie, która nigdy jej nie skrzywdziła. O Amandzie, która była jej przyjaciółką. O Amandzie, która z takim zapałem przedstawiła jej swojego nowego mężczyznę... Ale ty wciąż piłaś, Mandy - pomyślała. - Miałaś wspaniałego faceta, a mimo to piłaś. Ostatecznie zasłużyłaś sobie na to, co się stało. Poza tym Sprawdź - Zabiłeś go? - Zrobiła to jego była żona. - Już ją lubię. - Jej głowa przesuwała się w dół. Krótkimi pocałunkami obsypała jego klatkę piersiową, po czym przesunęła się na brzuch. Wtedy westchnął głęboko. Jej włosy łaskotały go, ale przyjemnie. Boże! Chyba chciała go wykończyć! - Quincy, ja nie chcę być jak moja matka - wyznała uroczyście. - Nie jesteś taka jak ona. - Noc po nocy. Facet za facetem. - Jeśli jutro wieczorem będzie jakiś nowy facet, zastrzelę go. - Niech będzie. - Rainie? Przyłożyła palec do jego ust.