– Spanikował, Rainie! Był przerażony i, do diabła, płakał. Przysięgam ci, że miał łzy na

przemknęło Sandy przez głowę. – Nie powiedział ani słowa. Tylko wzdychał. Ciężko. Jak... jak ktoś załamany. Potem odwiesił słuchawkę. – To był na pewno Danny? – odezwała się po raz pierwszy Rainie. Stała oparta o parapet w drugim końcu pokoju. Ręce skrzyżowała na piersiach. Miała zapadnięte policzki. Mówiąc szczerze, Sandy nigdy nie wiedziała jej w tak fatalnym stanie. Nie żeby ona sama wyglądała dużo lepiej. Po telefonie Danny’ego chwyciła pierwszą lepszą bluzę. Dopiero potem stwierdziła, że jest poplamiona w kilku miejscach. Błyszczące zazwyczaj jasne włosy były teraz matowe i potargane. Nie wykąpała się, nie mówiąc już o makijażu. Nie miała dość energii, żeby dbać o takie rzeczy. – To był Danny – stwierdziła stanowczo. – Dwa dni temu Shep zmienił nam numer na zastrzeżony. Tylko rodzina i nasz prawnik wiedzą, jak się z nami skontaktować. Od tamtej pory nie było już takich telefonów. – Sąsiedzi dają się wam we znaki? – zapytał łagodnie Quincy. – Trochę. – Sandy trzymała wysoko głowę. – Ale przyjaciele wspierają nas. Jedna para z naszej ulicy... nawet nie znam ich zbyt dobrze... wpadli wczoraj z talerzem ciasteczek i posiedzieli z nami. Są... trudne chwile, ale zdarzają się i dobre. No wiecie, Danny jest niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy. Nie mogła się powstrzymać i znowu spojrzała na Rainie. – Toczy się oficjalne śledztwo – powiedziała krótko Rainie. – Nie mogę nic powiedzieć. http://www.stomatologkrakow.edu.pl/media/ Dolna warga małej zaczęła drżeć. – To był ktoś, kogo znasz? Becky spuściła wzrok. – Wszystko w porządku, kochanie. Już będzie dobrze. Jesteś bezpieczna. – Rainie zerknęła na pozamykane klasy. – Nikt cię nie skrzywdzi. Muszę tylko wiedzieć, kto to zrobił. Pomożesz mi, Becky? Becky O’Grady pokręciła głową. – Zastanów się, słoneczko. Zastanów się. Mijały kolejne minuty. Dziewczynka wciąż milczała. W końcu odwróciła się i zwinęła w kłębek. Rainie ogarnęła całkowita bezradność. Tymczasem Walt i Emery przenieśli Bradleya na łóżko. Koszula Chucka przytrzymywała grubą warstwą chusteczek na piersi rannego. Twarz woźnego wciąż była sino-blada, ale wydawało się, że rannemu łatwiej oddychać. Jeden punkt dla chłopców z pogotowia.

z odleżyn! Co ty na to, arogancki kutasie?! - Mój ojciec nie żyje - powiedział spokojnie Quincy, nie ruszając się z krzesła. Chociaż nie wiedział tego na pewno, serce biło mu gwałtownie. To było duże ryzyko. Gra o życie lub śmierć. Jeśli się mylił... Tak mi przykro. Boże, zlituj się, bo nie mogę! - Mój ojciec nie żyje - powtórzył bardziej zdecydowanym tonem. - Znaleźliśmy jego ciało. Sprawdź dzieciaka do powiedzenia dokładnie tego, co chciałaś usłyszeć. – Jasne, bardzo chciałam usłyszeć, że syn mojego szefa zabił trzy osoby – burknęła Rainie i z rezygnacją machnęła ręką. – Świetnie. Dzięki Bogu, mamy jeszcze pozytywne wyniki testu na obecność prochu i dwie sztuki broni jako dowód. Na tej podstawie można zbudować cholernie solidne oskarżenie. Sanders uśmiechnął się nieznacznie. Po raz pierwszy Rainie zrozumiała, że będą prawdziwe kłopoty. – Tak. Ślady prochu, wykryte na rękach i ubraniu Danny’ego O’Grady. Nagle przeobraził się w adwokata o zaciętej minie. – Czy to prawda, Conner, że oddała pani strzał ze swojej broni na miejscu przestępstwa? – Tak, już wyjaśniłam... – Czy to prawda, że przy każdym strzale emitowane są drobiny prochu? Oczywiście, ale przecież nie stałam nad Dannym...