starcy. Z czasem klasztor stopniowo popadał w zapuszczenie, tak że na całym archipelagu, w

wcale nie wykazywała. O wiele bardziej udręczał wrażliwe serce Berdyczowskiego trup starego mnicha, leżący na sąsiednim cynkowym stole. Przede wszystkim – staruszek był całkiem goły, a w przypadku osoby duchownej ten naturalny ludzki stan wydawał się nie na miejscu. Ale jeszcze gorsze było to, że zakonnik zmarł podczas chirurgicznej operacji przewodu pokarmowego, wobec tego rozkroić to go rozkroili, nawet zdążyli częściowo wyjąć wnętrzności, ale zaszywać go na powrót już im się nie chciało. Pan podprokurator specjalnie usiadł do koszmarnego nieboszczyka plecami, ale i tak go troszeczkę mdliło. O tym, co mu się przyśni najbliższej nocy, wolał nawet nie myśleć. Pan Matwiej skrzypiał piórem i często wycierał pot na łysince, chociaż w kostnicy gorąco nie było na pewno – z uchylonych drzwi chłodni, skąd wysunięto wózek z ciałem policmajstra, ciągnęło mrozem. Wreszcie najnieprzyjemniejsza część pracy była zakończona. Podprokurator kazał odstawić wózek z ciałem na powrót do chłodni i z ulgą przeszedł do sąsiedniego pokoju, gdzie przechowywano rzeczy samobójcy. – Co z nieboszczykiem? – spytał służka zakonny, który wszedł w ślad za nim, wycierając ręce o zasmolony habit. – Na Ziemię zawieziecie, czy tu go pochowają? Sens pytania nie od razu dotarł do Berdyczowskiego. Kiedy zaś urzędnik zrozumiał, że Ziemią nazywa się tu stały ląd, mimo woli zachwycił się obrazowością klasztornej terminologii. Jakby żyli tu nie na wyspach, tylko w niebiesiech. – Zawieziemy. Wracając, zabiorę. Gdzie rzeczy? Gdzie ubranie? W sakwojażu niczego istotnego nie znaleziono. Uwagę śledczego zwrócił tylko http://www.studium-medyczne.net.pl/media/ zbyt dawno temu. Quincy zerknął na Rainie z ciekawością. Skoncentrowała się na odpinaniu pasa bezpieczeństwa. Sanders już rozmawiał z dowódcą obławy. Podeszła do nich, a za nią podążył agent federalny. – Podejrzany wygląda na jakieś czterdzieści lat – relacjonował policjant. – Siwiejące brązowe włosy, metr siedemdziesiąt siedem, metr osiemdziesiąt, niecałe dziewięćdziesiąt kilogramów. Ma na sobie długi trencz, więc może być uzbrojony. Według właściciela motelu nazywa się Dave Duncan i prawdopodobnie jest handlowcem podróżującym w interesach. Dodał też, że to spokojny człowiek. Nie pali, jeśli to się nam na coś przyda. – Wymownie przewrócił oczami. – O której wrócił do pokoju? – zapytał Sanders. – Czterdzieści pięć minut temu. Dwoje policjantów przesłuchuje teraz barmana, Eda

Nie wie, ile czasu minęło. Godzina, półtorej. Musi minąć jeszcze chwila, zanim z kołowrotu zdań, które wdzierają się lawiną do jego mózgu, wyrwie go dobiegający z dołu gwizd. Zrywa się, zdmuchuje świecę, rozgrzany wosk parzy palce, kiedy upycha Sprawdź z korpusu Poniatowskiego, samobójczo odważni i dziecinnie zakochani w cesarzu. Trochę z tej miłości i na niego spłynęło. Kiedy bowiem po klęsce Wielkiej Armii, z krwią zmrożoną jak szampan doczołgał się do drzwi jakiegoś ukrytego w brzozach dworku, do życia przywracała go pani domu może nie piękna, ale zapatrzona w niego, jakby był samym Napoleonem. Przez wiele nocy ogrze- 60/86 wała go ciepłem własnego ciała, by na pożegnanie wylać za nim morze łez. Czy były to łzy miłości, czy rozczarowania Francją,