Pochwyciła nieufne spojrzenie portiera. Najchętniej ka¬załby jej się stąd zabierać. Wyglądała na taką, co tylko spra¬wia eleganckim gościom kłopoty.

Mały Książę rozpogodził się i serdecznie pożegnał Badacza Łańcuchów Kiedy Mały Książę powrócił na swoją planetę, spostrzegł, że Róża z przejęciem go wyczekiwała. - Czy masz mi za złe, że nie wybrałam się z tobą? - spytała niepewnym głosem. - Nie. Zrozumiałem, dlaczego nie chciałaś wybrać się tam ze mną. Gdyby Badacz Łańcuchów zobaczył mnie z tobą, pewnie zrobiłoby mu się jeszcze smutniej i wtedy może nie opowiedziałby mi o Świetle Księżyca... - Mały Książę uśmiechnął się ciepło do Róży i leciutko pocałował ją na powitanie. "Ładnie nazwał swoją lilię..." - westchnęła sama do siebie Róża, starannie skrywając swoją cichą tęsknotę, lecz Mały Książę tym razem bez trudu dojrzał prawdziwe powody jej westchnienia. - Myślałam o tobie... - zaczął i zawiesił na chwilę głos, by przekonać się, czy Róża opanuje swoją ciekawość. - I... - nie wytrzymała Róża. - i pomyślałem, że ty również mogłabyś mieć swoje niezwykłe imię... - Jakie? - Spodobałby ci się Uśmiech Zachodzącego Słońca? - Wspaniale! - Róża aż zatrzepotała listkami z zachwytu i dumy. - Nie będziesz więc zazdrosna o Światło Księżyca? - spytał przekornie Mały Książę. - A byłam? - odpowiedziała z tą samą przekorą. Mały Książę uśmiechnął się i znowu delikatnieją pocałował. Odwzajemniła najpiękniej, jak umiała... Mały Książę długo opowiadał swoje wrażenia z pobytu u Badacza Łańcuchów. Posłuchał rady Róży i napisał list do Pijaka. Zachęcał go, by natychmiast wyruszył w podróż. Zaprosił też Pijaka do siebie, gdyż miał dla niego mały upominek. http://www.szkolarodzeniazelazna.com.pl Pijak był tak wzruszony, że nie mógł nic powiedzieć. Przytulił więc tylko Małego Księcia mocno do siebie, po czym rękawem otarł łzy i wyruszył - z tajemniczą pomocą Róży - w dalszą podróż. "Dorośli bywają czasem wzruszający" - pomyślał Mały Książę, patrząc w ślad za Pijakiem. Potem spojrzał na Różę i usiadł obok niej. - Mój Uśmiechu zachodzącego Słońca... Mały Książę bywał coraz częściej zadumany i uporczywie nad czymś się zastanawiał. Róża, choć nie od razu, domyśliła się o czym rozmyśla Mały Książę. - Nie wystarcza ci, że jestem różą i TWOIM Uśmiechem Zachodzącego Słońca?... Chciałbyś, żebym czasem była nie różą, lecz... Mały książę jeszcze nigdy nie czuł się tak zaskoczony. Nie przypuszczał, by Róża mogła odgadnąć jego najskrytsze myśli. Nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, Mały Książę tylko skinął potakująco głową. - Po to musielibyśmy się wybrać tam, gdzie nigdy jeszcze nie byłam, w Nieznany Czas. Dotychczas zawsze przenosiłam się, sama lub z tobą, w Nieznane Miejsca... - ciągnęła zadumana Róża.

- Pojechała do domu. - Twojego? - Swojego. Z jednej strony ją to ucieszyło, a z drugiej... - Pani Burchett miała więc rację. Skończyłeś z Ingrid, poszukasz następnej. - Nic z tych rzeczy. Sprawdź Wzruszyła ramionami. - A co to za różnica? - rzuciła obojętnie. - Jest pan żonaty? - Słucham?! - Chyba mówię wyraźnie, prawda? Jest pan żonaty? - Nie, ale co to ma... - To kto będzie matkował Henry'emu? - Zapewnię mu najlepsze opiekunki, zaręczam pani. - O tym to ja zdecyduję - odpaliła. - Bez mojej zgody nie może pan nic zrobić. Miała go w garści. A wydawało mu się, że to będzie takie proste - zabrać dziecko i wracać. - Jeżeli zacznie pani robić mi trudności w zabraniu chłopca do domu, wystąpię o przeniesienie prawa do opieki na mnie - zagroził. - Z łatwością je uzyskam, ponieważ do tej pory nie wywiązywała się pani ze swoich obowiązków wobec siostrzeńca. - I na pewno z łatwością uda się panu uzyskać je już jutro - skwitowała ironicznie. - Życzę powodzenia. Mark z trudem panował nad sobą. Najpierw przez całe miesiące nikt się dzieckiem nie interesuje, a teraz, gdy on chce mu zapewnić wszystko, co najlepsze, nagle jakaś obca kobieta zaczyna stroić fochy! - Zaledwie piętnaście minut temu nic pani nie wie¬działa o jego istnieniu - przypomniał chłodno. - Nie ma żadnego powodu, dla którego mogłoby pani zależeć na tym dziecku.