styl ¿ycia. Wolał jednak ¿yc skromnie. Bezmyslne wydawanie

- Nie w czasie mojej zmiany, ale prosze zapytac w recepcji. Mo¿e ktos go zapamietał. W zasadzie goscie powinni wpisywac sie do ksia¿ki, ale niewiele osób sie do tego stosuje. 319 - My te¿ tego nie zrobilismy - powiedział Nick. Rozległ sie dzwiek dzwonka i nad drzwiami pokoju Conrada Amhursta znowu zapaliło sie swiatełko. - Widze, ¿e to jeden z tych jego dni. - Pielegniarka przeprosiła ich, odwróciwszy sie na piecie, wróciła do pokoju chorego. - Idziemy. - Nick wział Marle pod ramie i pociagnał za soba korytarzem. Sciany były wyło¿one drewnem, a z szerokich okien rozciagał sie widok na zatoke. Mineli kilka du¿ych sal z miekkimi kanapami i fotelami, lampami i stolikami, z których, jak podejrzewał Nick, rzadko korzystano. Osrodek był luksusowy. Elegancki. Ale był to tylko dom opieki. Miejsce, gdzie bogaci ludzie przybywaja, by umrzec. W recepcji Nick sprawdził ksia¿ke odwiedzin. Jesli Alex był tu w ciagu kilku ostatnich dni, nie zawracał sobie głowy http://www.szkolarodzeniazelazna.com.pl/media/ dziwo¿on. - Nie osadzaj - skarciła sie zaraz. - Przypomnij sobie, jak to było, kiedy rodzicom nie podobały sie twoje stroje i makija¿. Zmartwiała. Z mroków niepamieci wyłoniła sie nagle jakas rozmowa sprzed wielu lat. - ...gdybys nie była taka dzika, gdybys okazała mu choc troche uczucia, mo¿e twój ojciec odpłaciłby ci tym samym. - W uszach dzwieczał jej głos matki, przed oczami pojawił sie zamglony obraz zniszczonej kobiety, pachnacej silnie perfumami i tytoniem, która z trudem ukrywała rozczarowanie. Szczupła, niemal koscista, stała w drzwiach z twarza ukryta w cieniu. Przez ¿aluzje saczyło sie słonce, oswietlajac jej kwiecista spódnice. W jednej rece trzymała zapalonego

latarnie. Wprawdzie mysl o spaniu z nim w jednym łó¿ku wydała jej sie odra¿ajaca, ale Marla musiała zadac to pytanie. - Dlaczego ze soba nie sypiamy? Alex prychnał i zgasił papierosa w popielniczce. - To była twoja decyzja. Podjełas ja kilka lat temu. - Spojrzał na nia spod oka, jakby nie wiedział, czy mo¿e jej Sprawdź inspekcji. Powoli wypusciła powietrze z płuc i wróciła do gabinetu. Nerwowo, dr¿acymi palcami przerzuciła kartki jego notesu. Pamietała sporo nazwisk, bo w ciagu kilku ubiegłych tygodni poznała kilkoro ludzi, a o innych słyszała. W sumie rozpoznała mniej wiecej jedna trzecia nazwisk zgromadzonych w kalendarzu. Czytała wszystkie bardzo uwa¿nie, starajac sie zapamietac pewne szczegóły dotyczace krewnych, znajomych i współpracowników Aleksa i Marli. Znieruchomiała, kiedy jej wzrok napotkał imie Kylie Paris. Kylie. Znowu. Na moment serce przestało jej bic. Wiec kobieta noszaca imie, którym nazwał Marle jej ojciec, naprawde istnieje. Nagle zaschło jej w gardle. Zagryzła wargi. Dobry Bo¿e,