– Codziennie.

nieważne z kim sypiasz, ale Hayes, kobieciarz, był załamany. Przez kilka miesięcy balował co noc, do świtu, dowodził swojej męskości, podrywając wszystkie dziewczyny, i, dosłownie, pieprząc sobie życie. Na szczęście wziął się w garść, choć przez pewien czas było z nim źle. – No dobra – mruknął niechętnie. – Zobaczę, co da się zrobić. – Być może będę też potrzebował pomocy przy nakazie ekshumacji. – Ekshumacji? Boże drogi, coraz lepiej – jęknął Hayes. ale nie protestował więcej, dopił szkocką i zaatakował wystygły kotlet wieprzowy. Trzask! Lucy Springer odwróciła się, spojrzała na skraj parku i przyspieszyła kroku. W mroku nie kryło się nic niebezpiecznego, nieco dalej starszy facet wyprowadzał psa na spacer. Psisko, siwy chart, obsikiwało drzewo. Ale noc była ciemna, nadciągała gęsta mgła, sprawiając, że w błękitnawym świetle latarni wszystko wydawało się nieostre, niewyraźne. Poczuła dreszcze na ramionach. Serce zabiło jej szybciej. Ulica była za... cicha. – Jezu. – Skarciła się w myślach, że jest mięczakiem, gapą, jak powiedziałby jej chłopak Kurt. Musi się wziąć w garść. Z komórką w dłoni zatrzymała się na rogu, na światłach. Wcisnęła guzik i na wyświetlaczu pojawił się telefon siostry. Zaczęła pisać. Trzask! Gwałtownie podniosła głowę, odwróciła się za siebie. Co to za hałas? Brzmi inaczej, niż http://www.tanie-fordy.com.pl/media/ Super. Jeszcze tego jej brakowało – nieoczekiwanej wizyty. Wyszła z basenu. Była całkiem naga. Korzystając z okazji, że gosposia ma wolne, a ogrodnik już wyszedł, pracowała nad idealną opalenizną, nieskażoną białymi paskami. Przed pływaniem wylegiwała się na ulubionym leżaku. Gdyby nie tajemniczy gość, popracowałaby nad opalenizną pleców. – Później – obiecała sobie. Włożyła biały szlafrok kąpielowy i zacisnęła pasek na szczupłej talii. Dzwonek rozległ się po raz wtóry i Dirk znów oszalał. – Spokój! – burknęła na psa i głośniej zawołała: – Chwileczkę! Szybko wycisnęła wodę z włosów, wsunęła stopy w klapki na obcasie i weszła przez taras do ogrodu zimowego, minęła hol i foyer. Dirk biegł tuż za nią. Psisko kochało ją z niewiadomych powodów – chociaż ona za nim nie przepadała, za nim ani za żadnym innym psem. Denerwowała ją sierść, brud i kupy w ogrodzie. Kiedy kundel pił, zachlapywał całą podłogę. Jeśli o nią chodzi, nie potrzebowali

gardenii. Czyżby ktoś wyszeptał jego imię? Odwrócił się przekonany, że zobaczy Jennifer, przywołującą go palcem, z tym zmysłowym uśmieszkiem, który stał się jej znakiem firmowym. Ale nie, nie opierała się o nagrobek, słońce nie zapalało refleksów w miedzianych lokach. Nie stała za ogrodzeniem z kutego żelaza. Był zupełnie sam na miejscu ostatniego spoczynku byłej żony. Cmentarz był pusty, poza nim nie było tu żywej duszy. Na niektórych grobach były świeże kwiaty, inne przystrojono Sprawdź nie widział siebie w roli detektywa. Wrzucił wsteczny, skręcił ostro, dojechał do szosy i pognał do Nowego Orleanu, by usłyszeć złe wieści od Montoi. Cafs Meow to knajpa niedaleko Bourbon Street. Po huraganie przywrócono ją do dawnego stanu, dalekiego od świetności. Ceglane ściany, nawet świeżo wyszorowane, wyglądały, jakby miały lada chwila runąć. Drewniane podłogi, wprawdzie odświeżone, nosiły ślady wieloletniego zużycia. Surrealistyczne portrety muzyków jazzowych specjalnie postarzono, by wyglądały jak pokryte patyną i warstwą tytoniowych oparów. Ella Fitzgerald wisiała krzywo, jak dawniej, jakby właściciel szczycił się tym, że w jego barze nic nie wygląda jak należy. Klimatyzator wył głośno, wentylatory na suficie poruszały się powoli, dym unosił się znad stolików, przy których siedziały grupki gości. Montoya czekał nad filiżanką wystygłej kawy. Zmierzył Bentza wzrokiem, gdy ten usiłował nie skrzywić się, siadając naprzeciwko młodszego kolegi.