szczerzy. Zgadzasz się?

ścierpiał. Panna Gallant nie wyglądała ani nie zachowywała się jak inne guwernantki. Nie reagowała na jego awanse tak jak inne kobiety. Intrygowała go, a on lubił dobre zagadki. - Chciałabym ocenić umiejętności panny Delacroix. Lucien spochmurniał. - Wolę tego nie słyszeć. Po swojej prawej stronie usłyszał znajome pochlipywanie. Ta smarkula jest jak przeciekający garnek. - Nie musi pan, milordzie - zapewniła go Alexandra i poklepała dziewczynę po ręce. - Kiedy przyjęcie? - zainteresowała się ciotka Fiona. - I kto je wydaje? Dlaczego mnie nie poinformowano? - W czwartek, Howardowie, bo nie chciałem ci mówić. Rose gwałtownie wciągnęła powietrze. - W czwartek? - To dość czasu, żeby cię przygotować, Rose. Panna Gallant znowu go uprzedziła. Najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, jak daremne jest hamowanie jego gniewu. Na szczęście tego dnia był w dobrym humorze. - Ależ, kuzynie Lucienie, sam mówiłeś, że nie pozwolisz, by mnie zobaczył którykolwiek z twoich przyjaciół. - Nie... - Lord Kilcairn jest po prostu zazdrosny - przerwała mu panna Gallant. http://www.tanie-odwierty.com.pl/media/ był znacznie od niej cięższy i lepiej wyposażony. Nie poddawała się jednak, walczyła z olbrzymią determinacją, niezwykle zaciekle. Roboty, pełne gniewu, bezgłośnie realizowały swoje fundamentalne zadanie, do którego każdy z nich został po- wołany już w fazie projektu. — Trudno to sobie wyobrazić — odezwała się szeptem Mary Fields, kręcąc głową. — Zupełnie nie rozumiem, jak do tego doszło. — Jak sądzisz, czy to mogło zrobić jakieś zwierzę? — snuł domysły Tom. — Gzy w naszym sąsiedztwie ktoś trzyma duże psy? — Raczej nie. Był jeden rudy seter irlandzki, ale ci lu-

Od dziesięciu lat, dodał w myślach. Gotów był się założyć. Zdawało mu się, że w głosie Liz usłyszał wrogość, tę samą wrogość, którą i on czuł do Glorii. Poczuł się dziwnie. Wolałby nie wracać pamięcią do tamtych czasów. Liz milczała przez chwilę, jakby i ją opadły wspomnienia. - A więc jesteście partnerami - odezwała się wreszcie, znów przywołując uśmiech na twarz. - To znaczy że osiągnąłeś, co zamierzałeś, Santos. Jesteś gliną. Marzenie się spełniło. - To ci marzenie - prychnął Jackson. - Praca po nocach, pieniądze żadne, ani krzty poważania. Za czymś ty tęsknił, stary? Sprawdź - Kochałam! Ciebie kochałam! I przez to także cierpię! - Szarpnęła się tak gwałtownie, że obydwoje stracili równowagę. Spleceni, zawadzili o brzeg kanapy i runęli z impetem na podłogę. Santos w jednej chwili przekręcił się, docisnął ją do ziemi i chwycił za włosy. - Przyznaj się, że nigdy mnie nie kochałaś. Byłem łatwy, co? Miła zabawka dla bogatej, zblazowanej panienki. Potrafiłaś pięknie mówić, to wszystko. - A czego się spodziewałeś? - krzyknęła. Mocnym szarpnięciem uwolniła nogę i kopnęła go prosto w krocze. Puścił ją, jęcząc z bólu, lecz kiedy usiłowała wstać, ponownie przygniótł ją do ziemi. - Spodziewałem się, że mi zaufasz - wydyszał. - Że będziesz po mojej stronie. Przestała się szamotać, zaczęła płakać. - Miałam szesnaście lat. Straciłam ojca. Straciłam wszystko. Byłam samotna, zupełnie, zupełnie... sama. - Miałaś mnie. - Ściskał jej ręce mocniej, jakby chciał ją tym uściskiem ukarać. - Ale to ci nie wystarczało. Dla panienki, która miała wszystko, to za mało. Kręciła głową, szlochała. Po policzkach ciekły jej łzy. - Nigdy cię nie miałam. Nigdy mi nie ufałeś. Nigdy mnie nie kochałeś. Nie pragnęłam niczego więcej, tylko żebyś mnie... Nie dokończyła. Poczuła na wargach smak jego gniewu, rozgoryczenia i żalu. Jego język wdarł się w jej usta. Santos przyciskał ją mocno do ziemi, jakby chciał wymierzyć jej karę, jakby wymuszonym pocałunkiem odbierał zapłatę za przeszłość, za to, że kiedyś go skrzywdziła. Oswobodził jej ręce i uniósł się na łokciach. Gloria, zamiast wykorzystać tę chwilę, odepchnąć go i uciec, zanurzyła dłonie w jego włosach. Pojęła, że go pragnie, ale nie miało to nic wspólnego z kochaniem się, z namiętnością, z romansem. Chciała po prostu, żeby ją wziął, żeby wszedł w nią, zaspokoił swój głód. Mamrocząc przekleństwa, oderwał się od niej zdyszany.