- Nie, to nie jest dobry pomysł. - Stanowczo zasunęła suwak od śpiwora. - To jest pomysł bardzo zły.

- O jakim lustrze? - On kiedyś miał lustro, zwykłe lustro, w które patrzył podczas golenia i czesania. Ale kiedy zaczął pić, stłukł je... Po chwili Róża dodała jeszcze: - Czasem niektórzy dorośli zachowują się dziwniej niż małe dzieci i tłuką lustra, które ukazują ich brzydotę... - Tak, dorośli bywają bardzo dziwni - westchnął Mały Książę. Pijak i Mały Książę, bez zbędnej wylewności, pożegnali się ciepło i serdecznie. Czuli się przyjaciółmi. Na pytanie Małego Księcia oto, gdzie najpierw zamierza wyruszyć, Pijak odparł: - Najbardziej chyba zawiodłem Badacza Łańcuchów... Nie wiem, kiedy wyruszę, nie wiem też, czy on zechce jeszcze ze mną rozmawiać... O Badaczu Łańcuchów słyszał Mały Książę już dawniej od wędrownych ptaków, lecz nigdy nie poznał go osobiście. Kiedy więc powrócił z Różą na swoją planetę, wyjawił jej, że chce odwiedzić Badacza Łańcuchów: - Chciałbym go poznać. Może uda mi się go przekonać, by pomógł Pijakowi przestać być pijakiem... Reakcja Róży zaskoczyła Małego Księcia. Grzecznie, lecz zdecydowanie oświadczyła, że w tej podróży nie chce uczestniczyć, gdyż przeraża ją hałas łańcuchów oraz przesycone kurzem i rdzą powietrze na planecie Badacza Łańcuchów. Ale powiedziała również, iż pomoże Małemu Księciu przenieść się na planetę Badacza Łańcuchów, a potem sprowadzi go na ich planetę. - Wrócę więc jak najszybciej - obiecał Mały Książę nieco zasmuconej Róży. Róża miała rację. Powietrze na planecie Badacza Łańcuchów było wyjątkowo przesycone kurzem i rdzą. Podobnie wyjątkowo dokuczliwy był hałas spowodowany przesuwającymi się łańcuchami. Mały Książę mocno zatkał sobie dłońmi uszy i przez chwilę patrzył na czym polega badanie łańcuchów. Nie było w http://www.tarczeprostokatne.com.pl - Dlaczego? - Bo lubię przepiórki. Nie w sensie kulinarnym. Lubię je żywe. Jak byłam mała, znalazłam jedną, a właściwie jed¬nego, poranionego i bez skrzydła. Zaopiekowałam się nim, nazywałam go Piórek. Teraz mam do nich sentyment. - Nie chcesz więc jeść krewnych Piórka? - Wolałabym nie. Nawet jeśli ty miałbyś na to wielką ochotę. Mark uśmiechnął się, odstawił filiżankę po kawie, pod¬niósł się zza stołu i podszedł do Tammy, by odsunąć jej krzesło. Znowu nie wiedziała, jak się zachować. Nikt nigdy nie odsuwał jej krzesła, bo i po co? Skoro łazi po drzewach, to chyba potrafi bez pomocy wstać od stołu? Nie mogła jednak zaprzeczyć, że ta właściwie absurdalna grzeczność była całkiem przyjemna... Nawet bardzo, po¬nieważ dzięki temu Mark znalazł się tuż przy niej. Jego dłoń niechcący musnęła jej nagie ramię, a suknia zaszele¬ściła, ocierając się o jego spodnie... Zrobiło się jej gorąco. - Nie musisz myśleć o tym, na co ja miałbym ochotę - odparł. - Od jutra będziesz jadać sama, ja wracam do domu. A ten znowu swoje! W jednej chwili ogarnęła ją zimna furia. - W Australii nawet słowem nie zająknąłeś się na ten temat. Celowo wprowadziłeś mnie w błąd. - Wcale nie. Planowałem zamieszkać tu z Henrym, ale wszystko się zmieniło. - Co się zmieniło? - Ty. - Przyglądał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Ty - powtórzył. - I ja. - Nie rozumiem - szepnęła, próbując zyskać na czasie.

Spłoszył się nieco. Czyżby czytała w jego myślach? - Nie wiem, o czym mówisz - wykręcił się. Uśmiechnęła się tylko, po czym spoważniała, widząc ciemne sińce pod jego oczami. - Ty chyba w ogóle nie spałeś? - spytała z troską. Zdumiał się. - Jak mogłem spać? Przecież zostawiłaś mnie samego z dzieckiem, musiałem pilnować... Sprawdź wielu dorosłych potrafi tak rysować albo chociaż tak rozmawiać?... - Chyba niewielu - przyznała Róża. - A jak go poznałeś? Mały Książę opowiedział Róży o tym, że kiedy był już blisko Ziemi, zobaczył, iż niosące go wędrowne ptaki były bardzo zmęczone. Poprosił je więc, by wylądowały I pozostawiły go, a same poleciały dalej. Wędrowne ptaki nie chciały się początkowo zgodzić, bo twierdziły, że właśnie przelatywały nad oceanem piasku. Mały Książę umówił się więc z nimi, ze pozostawią go przy pierwszym człowieku, jakiego napotkają. - I tak go poznałem - kontynuował Mały Książę. - Był sam w środku oceanu piasku I spał przy jakimś dużym przedmiocie, który nazywał samolotem i mówił o nim, że służy do latania. Zobaczyłem wówczas piękny wschód słońca na Ziemi, a kiedy słońce wzeszło już wysoko, poprosiłem go, żeby narysował mi baranka. Bardzo chciałem mieć wtedy baranka... Ale on chyba nie wierzył, że umie rysować baranka. I wtedy... - Co wtedy? - dopytywała się Róża. - Wtedy pomyślałem, że on też chyba jest dziwnym dorosłym...