142 -10- - Nie! - wrzasnęła głośno, aż zadygotały jej ręce na kierownicy - Jeszcze nie! Po chwili, przerażona i roztrzęsiona własną reakcją, zjechała na bok. Bała się prowadzić. - O Boże - szepnęła. - Nie chcesz jego śmierci? - zapytał Diaz tonem tak doskonale obojętnym i beztroskim, jakby chodziło o wybór „frytki czy ziemniaki". - Tak! - głos Milli brzmiał ostro, agresywnie. - Chcę jego śmierci. Chciałabym go zabić. Wydłubać mu drugie oko i wypruć nerkę. Chciałabym zgnoić go tak bardzo, by sam błagał o śmierć. Ale nie mogę. Muszę się przekonać, ile on wie o moim dziecku. A potem... nie obchodzi mnie jego los. Odczekał tę swoją tradycyjną długą chwilę. - Nerkę? - zapytał wreszcie. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma, kompletnie, zbita z tropu. Z jej całej tyrady Diaz wyłuskał jedyny detal niepasujący do http://www.tenfizjoterapeuta.com.pl najobrzydliwsze rzeczy z innymi śmierdzącymi gadami, a także z własnymi matkami. Cóż. Najwyraźniej Lola Guerrero także nie przepadała za Pavonem. Kiedy potok przekleństw się wyczerpał, Diaz wtrącił: - Dziesięć lat temu Pavon porwał dziecko tej kobiety. Spojrzenie Loli zawisło na Milli. - Przykro mi, seńora - powiedziała cicho. - Gracias. Lola także musiała mieć dzieci. Jej wzrok mówił „rozumiem twój ból". Uniwersalna, mistyczna więź dwóch matek. - Została ciężko ranna podczas tamtego zdarzenia - kontynuował Diaz. - Drugi mężczyzna pchnął ją nożem w plecy Myślę, że to był
148 fanaberiami chłopca, dla niego liczyło się, na ile syn może pomóc w robocie. Nie rozczarował się, więc urządzało go to w stu procentach. Ale to z jego ojcem, czyli ze swoim dziadkiem, Diaz naprawdę znalazł wspólny język. Jego abuelo był cichy i niewzruszony niczym głaz. Sprawdź 292 - Uda nam się - mruknął cicho. - Czeka nas dziś w nocy wiele miłych rzeczy. A poza tym mam kilka bluz dresowych w samochodzie. - To czemu nic nie mówisz? - odsunęła się od niego. - Wizja suchej bluzy dresowej może zdziałać cuda. Półtora kilometra dzieliło ich być może od samochodu w linii prostej. Tymczasem niestety, oni nie mogli iść prosto. Wspinali się na pagórki, schodzili po zboczach, mozolnie wracając na właściwą trasę. Czasem musieli łapać się drzew, kiedy teren robił się już zbyt stromy do normalnej wędrówki. Przejście takiego kawałka zajęło im dwie godziny zamiast dwudziestu minut. Dwa razy Diaz musiał zmieniać podeszwy w zaimprowizowanych sandałach Milli. Na szczęście miał