Lucien zastanawiał się, co by panna Gallant powiedziała, gdyby wyznał, że rozważa

zapalenie płuc. Wydałam wszystkie oszczędności na ich pogrzeb i spłacenie długów. Poczuła ściskanie w gardle, jak zawsze, gdy wspominała sprzedaż biżuterii matki i pięknych obrazów ojca za ułamek ich wartości. - A wuj nie chciał pani pomóc finansowo. To nie było pytanie, ale potrząsnęła głową. - Napisałam do niego, bo zabrakło mi pieniędzy na dalszą naukę. Odpisał, lecz nawet nie raczył nakleić znaczka na kopertę. Przypomniał w liście, że ostrzegał moją matkę przed popełnieniem głupstwa i teraz nie zamierza płacić za jej błędy. Wywnioskowałam, że i mnie zalicza do tych błędów. - Dobrze wiedzieć, że są na świecie więksi dranie niż ja. To pocieszające - stwierdził hrabia i znowu pogłaskał ją po ręce. - I co było dalej? - Panna Grenville dała mi uczniów, tak że zarabiałam na siebie do czasu ukończenia nauki. Później pracowałam jako guwernantka albo dama do towarzystwa. A teraz jestem tutaj i rozmawiam z earlem Kilcairn Abbey w jego pięknym ogrodzie różanym. - A co z Welkinsami? Odsunęła się od niego i wstała. - To całkiem inna historia, która nie ma nic wspólnego z moimi uczuciami dla krewniaków. - Nikt nie usłyszy tej opowieści. Nigdy. - Więc nic mi pani nie powie? - Nie. http://www.terazbudujemy.com.pl/media/ Lucien zmarszczył brwi. - Na litość boską, nie! Po co? - Bo ona jest rozkoszna. - Cóż, przyznaję, że nie jest taka straszna, jak początkowo sądziłem. O dziwo, wyrwanie Roberta z ponurego nastroju sprawiło mu radość. Na Lucyfera, jeszcze chwila, a będzie u Almacka popijał herbatkę i gawędził ze starymi piernikami. - Więc nie masz nic przeciwko temu, żebym poprosił cię o jej rękę? - Możesz ją sobie wziąć całą. - Nie zdołał powstrzymać się od uśmiechu na widok rozradowanej miny przyjaciela. - Nie cieszysz się, że jednak nie przebiłem cię rapierem? - Korciło mnie, żeby spróbować szczęścia. - Ellis energicznie potrząsnął dłonią Luciena, po czym spoważniał. - Po co więc to wymyślne kłamstwo? Wicehrabia niczego jeszcze w życiu nie widział, skoro uważał, że intrygi Fiony są wymyślne.

dźwięk. Tom i Mary Ficlds patrzyli ze smutkiem, jak ro- bot ciężko i wolno toczy się w stronę salonu. — Zastanawiam się... — powiedziała szeptem Mary — Nad czym? — Myślę, czy podobna sytuacja może się jeszcze po- wtórzyć. — Przesłała mężowi krótkie, pełne smutku spoj- Sprawdź - Nie? - Ugryzła kolejny kęs i popiła piwem. - A te pięć centymetrów, które urosłeś przez lato? Nie sądzisz, że stare spodnie będą za krótkie? - Nie przejmuj się. - Zmiął opakowanie po sandwiczu i wrzucił do pustej torby na zakupy. - Zaoszczędziłem trochę forsy z tego, co zarobiłem. Sam sobie kupię ubranie. - Musisz iść do dentysty. Pani Rosewood mówi, że twoje oceny... - Co ona wie? - przerwał ze złością, zerwał się na równe nogi i zmierzył matkę wściekłym spojrzeniem. - Czy ten stary babsztyl nie może zostawić nas w spokoju? Lucia też się podniosła, rozzłoszczona nie mniej niż syn. - O co ci chodzi, Victorze? - Szkoła to strata czasu. Nie rozumiem, dlaczego nie miałbym rzucić tego w diabły. - Bo nie możesz i kwita. Nie rzucisz szkoły, nie pozwolę, rozumiesz? Musisz się uczyć, skoro chcesz się wydostać z tego bagna. Jeśli rzucisz szkołę, to skończysz jak twój ojciec. Tego chcesz? Victor zacisnął pięści. - To bez sensu, mamo. Wiesz, że nie jestem taki jak on. - Więc dowiedź tego. Skończ szkołę. - Wyglądam na szesnaście lat. Mógłbym zacząć pracować. Potrzebujemy pieniędzy.