- Rzeczywiście. Zupełnie zapomniałam.

w więzieniu? Luksusowym, ale jednak więzieniu. Nie można nawet pójść do apteki po zwykły test ciążowy! Owszem, chciała mieć dzieci, czasem nawet myślała, że Danny'emu przydałby się braciszek, ale jeszcze nie teraz, znacznie później. Teraz Nik kontrolował wszystkie jej poczynania, kontrolował życie Danny'ego i jej życie, i każdy jej krok. Przez niego nie mogła nawet sprawdzić, czy rzeczywiście jest w ciąży. Gdyby zaszła w ciążę teraz, jeszcze bardziej uzależniłaby się od Nika i od jego potrzeby sprawowania kontroli nad wszystkim i nad wszystkimi. A jeśli się między nami nie ułoży? - pomyślała strwożona. Jeśli Nikos nie chciał zrezygnować z Danny'ego, to tym bardziej nie odda własnego dziecka. Zabierze mi to maleństwo tak samo brutalnie, jak zabrał nas na Korfu, jak zmusił mnie, bym została jego żoną. Spojrzała na Nikosa. Jeszcze przed chwilą sprawiało jej przyjemność patrzeć, jak bawi się z Dannym, ale teraz ten widok ją przerażał. http://www.twa-bielizna.net.pl/media/ - Nie ma sprawy. - A tobie nie będzie ciężko sęki ciągać? - z nagłą troską zainteresowała się najemnica. – Jeśli chcesz to ja pójdę do lasu, a ty zajmij się gotowaniem. - Głupstwo, my nie będziemy dzika piec. Dosyć będzie i jednego naręcza, które już i doniosę. Prócz tego, bardzo chciałam rozprostować nogi. Byłam za leniwa by zbierać chrust po gałązce i zawędrowałam dość daleko, zanim zobaczyłam przewróconą sosenkę, cienką, lecz długą i suchą. Ciągnąć trzeba było tyłem do przodu, chwyciwszy za konar obiema rękami i co chwila oglądając się przez ramię. Niby lekko, ale wredne drzewko uparcie czepiało się wszystkiego, co dotknęło pnia, gałęzi lub korzeni, nie pragnąc pomóc mi w przygotowaniu obiadu. Prostując plecy po trzeciej próbie ciągnięcia drzewa, ze zdziwieniem zobaczyłam, że ono zrobiło się mniejsze. Halucynacje? Rozdrażniona obróciłam się i upuściłam sosenkę prawie piszcząc - przede mną stał wysoki brodaty chłop w ciemnym ubraniu, z ogromną siekierą w rękach. Nieznajomy milcząco świdrował mnie spojrzeniem, a siekierę elokwentnie głaskał. - Dzień dobry - zacinając się, wymamrotałam. - Jakieś problemy? Trafiłam w sedno. Problemy w tym samym miejscu powstały, ale nie u mnie. - Oddaj mi rear! - już mniej uprzejmie ryknął chłop, nawet nie przywitawszy się. Nie spodobał mi się ani głos, ani ton, ani sens. Takim pozagrobowym wyciem zazwyczaj szczyciły się pytie, kiedy wchodziły w ekstazę (lub udawały, że weszły ku radości klienta). I aura była jego jakaś… nieżywa. Cofnęłam się, krzywiąc się na główny argument nieznajomego – ciężką szeroką ostrzoną siekierę na długim zakrzywionym trzonie. Coś podpowiadało mi: przygotowanie do linczu najmniej interesuje chłopa i z dużą przyjemnością on “przygotuje” niezdolną do kompromisu wiedźmę. - Oddaj, oddaj po dobremu - zawodził “drwal”, podchodząc i jakoś tak przykro zachęcająco pieszcząc siekierę w pokrytych odciskami rękach. Jako rozbójnik wyglądał zbyt prostacko, nie mówiąc już o wampirach, chociaż jego żółte, rzadkie i krzywe zęby wprowadzały nie mniejszą grozę niż kły. - A wy poproście po dobremu - odpowiedziałam, gorączkowo myśląc, że lepsza jest haniebna ucieczka niż sławna śmierć, jeśli ich jest tutaj więcej. Ku mojemu zdziwieniu, “drwal” zatrzymał się, coś obliczył, zmarszczył czoło i ponuro burknął: - Tysiąc kładni. - Mało - stwierdziłam i natychmiast zrozumiałam: przecież za te pieniądze można dostatnio przeżyć kilkadziesiąt lat, a na wsi kąpać się w luksusie do głębokiej starości, uszczęśliwiwszy długo oczekiwanych potomków-spadkobierców. - Pięć. Ciekawie, skąd u niego tyle złota? Nawet jeżeli rozbójnicy w ciągu miesiąca pracowicie gra¬bili wszystkich przejeżdżających Witiagskim traktem wozy ( i przy tym znaleźli sposób by zostać nie zauważonymi) i żyli w reżimie najokrutniejszej ekonomii, przerzucając się z chleba na wodę, im wypadłoby pożegnać się ze wszystkimi dobrami.

- Tak, dziękuję. - Nie ma za co. - Czy wie pan - spytała Shipley, idąc w stronę windy - dlaczego autor tych anonimów wybrał akurat pana? - Trudno powiedzieć, skoro nie wiem, kim jest. Sprawdź jej prawdziwą przyjemność. Nagle zadzwoniła komórka. - Tu Susan. Możesz rozmawiać? - Prowadzę, ale mam zestaw głośnomówiący. - Fantastyczny obiad, chociaż chyba się wstawiłam. Jak dzieci? - Gilly mówi, że nieźle. A jak twoja jazda do domu? - To bardzo miły facet. I seksowny, chociaż wpatrzony był tylko w ciebie. - Nie pleć głupstw - ofuknęła ją Lizzie. - W każdym razie przez całą drogę do Clapham tylko o tobie chciał rozmawiać. - Susan wyraźnie traktowała to z humorem. - Czy to aż takie dziwne,