Czas na drugie uderzenie. Trzeba podnieść stawkę, przejść na wyższy poziom gry.

Wróciła do samochodu. Wyciągnęła raport o wypadku Mandy. Potem wyjęła niedawno kupioną mapę stanu Wirginia. Po czterdziestu minutach znalazła zakręt, na którym doszło do wypadku. Quincy miał rację. Nie po drodze z posiadłości Mary Olsen, nie po drodze z mieszkania Mandy. Właściwie była to zwykła wiejska szosa, która prowadziła znikąd donikąd, wijąc się i skręcając. Zakręt był dość ostry, a na poboczu rosły gęste zarośla i grube drzewa. Między nimi stał słup telefoniczny. Nieopodal znajdował się nieduży krzyż z niemalowanego drewna, udekorowany plastikowymi kwiatami, najprawdopodobniej przez wdowę po 01iverze Jenkinsie. Rainie zaparkowała samochód. Wysiadła i przez dłuższą chwilę stała bez ruchu, czując podmuchy wiatru na twarzy. Na drodze panowała cisza, nie było widać żadnych innych pojazdów. Drzewa szeleściły liśćmi. Dźwięk ten przypominał Rainie suchy odgłos obijających się o siebie kości. Do słupa było ponad dwadzieścia metrów. Wystarczająco duża odległość, żeby zatrzymać samochód albo przynajmniej zacząć hamować. Podeszła. Oparła dłoń o słup. Potem przesunęła palcami po paskudnej bliźnie. Surowe drzazgi tej rany wciąż były jaśniejsze niż stara warstwa zewnętrzna. Delikatnie docisnęła odpryski drewna na ich dawne miejsce, jakby ten gest mógł http://www.usggenetyczne.com.pl - W domu jest doskonały system alarmowy. Nie włączył się. - Był włączony? - Próbujemy to ustalić z firmą ochroniarską. Powinni niedługo dostarczyć nam zapis pracy systemu z ostatnich dni. - Więc jedna z teorii zakłada, że obcy człowiek włamał się i wciągnął ją w zasadzkę. Druga zaś, że napastnikiem był ktoś, kogo znała i komu ufała. - Rainie nie mogła się już powstrzymać. - Podejrzewasz Quincy'ego, prawda? Niech to szlag, podejrzewasz go! - Wcale nie! - Agentka Rodman mówiła cichym głosem. Zerknęła w stronę speców od medycyny sądowej, lecz zaraz się odwróciła. -Niech pani posłucha, pani Conner. Nie mam zwyczaju ujawniać informacji dotyczących sprawy. I z całą pewnością nie mam zwyczaju opowiadać o szczegółach pseudo¬ glinom z innego stanu. Wiem jednak, że pani i agent Quincy są przyjaciółmi,

ramionami i poczęstowała się znowu sałatką Quincy’ego. – Studiowałam psychologię. Pamiętam jeszcze co nieco. – Bardzo dobrze – pochwalił ją Quincy, ale zaraz zmarszczył brwi i przysunął talerz bliżej siebie. Rainie ukradła mu kolejną grzankę. Dał za wygraną. – Każdy odczuwa potrzebę związku z innymi ludźmi – wyjaśnił Sandersowi. – Już jako niemowlęta nawiązujemy więź z rodzicami. Kiedy maluch płacze, rodzice reagują na to, Sprawdź że zjawi się ktoś taki jak pani. Nie mam pojęcia, gdzie jestem, więc przydałaby się czyjaś pomoc. - Uniósł pogniecioną mapę i uśmiechnął się bezradnie. Ona zauważyła jednak, że lewą nogą rozpaczliwie wpycha coś pod fotel. Prawdopodobnie swoją kamerę. - Wiem, że jesteś prywatnym detektywem - powiedziała. - Nie rozumiem, o czym pani mówi. W tych okolicach jedna ulica jest podobna do drugiej... - Zwłaszcza kiedy człowiek przygląda się jej już drugi dzień z rzędu. Mogę? Wskazała na pusty fotel pasażera. Detektyw zbladł. - Proszę mi tylko wskazać najkrótszą drogę do autostrady I-95... - Dobrze, pokażę to panu na mapie. - Obeszła samochód i usiadła obok niego, zanim zdążył wypowiedzieć chociaż jedno słowo protestu.