czternaście miesięcy.

- Rozumiem - odpowiada Laura zgaszonym głosem. - Planowałam wkrótce zapisać Grace do szkoły baletowej i wolałabym, żeby nikt jej wcześniej nie wypaczył. - Rozumiem - powtarza jeszcze bardziej przygnębiona Laura. - Gotowy? - Pani Greenwood zwraca się do mężczyzny, który bez słowa przysłuchuje się ich rozmowie. - Hm... tak... - odpowiada z wahaniem. - Muszę jeszcze tylko coś wziąć z gabinetu. - Poczekam na ciebie w samochodzie - oznajmia jego żona. - Pośpiesz się. - Proszę pani! - woła Laura, która nie może uwierzyć w swoją śmiałość. Pani Greenwood zatrzymuje się i odwraca głowę. - Do jakiej szkoły baletowej zamierza pani zapisać Grace? Kobieta wyraźnie nie może sobie przypomnieć, w końcu rzuca poirytowana: - A jakie to ma znaczenie? - Do madame Rostovej? - podpowiada jej niezrażona tym dziewczyna. - Tak... chyba tak. Słyszałaś o niej? - Przez osiem lat chodziłam do niej na lekcje tańca. Pani Greenwood patrzy na nią z niedowierzaniem. Nie mieści jej się w głowie, że niania, zwykła niania z agencji, uczęszczała na lekcje tańca do najbardziej snobistycznej szkoły w mieście. Laurę korci, żeby przekazać jej wszystkie plotki, jakie słyszała o madame Rostovej, nawet te brzmiące najmniej prawdopodobnie, ale tak jak w zeszłym tygodniu nie pisnęła o nich słowem, rozmawiając z asystentką Juliena Rousselina, tak milczy również w tej chwili. Różnica polega tylko na tym, że wtedy zachowała swoją wiedzę dla siebie z powodu – być może źle rozumianej - lojalności, a teraz nie mówi, ponieważ zdaje sobie sprawę, że matka Grace nie uwierzy jakiejś tam niani. Pani Greenwood odrywa od niej wzrok i zwraca się do miłego łysego pana, który najwyraźniej nie ma w tym domu wiele do powiedzenia: - Pośpiesz się. Starckowie nie będą na nas czekać w nieskończoność. - Zaraz będę - obiecuje jej mąż. http://www.wszczepyzmetali.com.pl/media/ Samuela. – Nie pochodzi pani z Nowego Orleanu, prawda? – Nie. – Powinniśmy mieć wcześniejsze wyniki pani badań. Czy może mi pani podać adres swojego poprzedniego ginekologa? – Nie miałam żadnego – odparła, mnąc ze zdenerwowania sukienkę. – Byłam tylko u lekarza, który... który... – Który stwierdził, że jest pani w ciąży? I nie była pani później u lekarza? Czy to znaczy, że nie bierze pani preparatów przeznaczonych dla kobiet w ciąży? – Nie, ja... – Nie ma problemu. Zaraz pani coś wypiszę. – Doktor sięgnął po bloczek recept.

Lily trochę się zdziwiła. Theo najwyraźniej chciał przeciągnąć rozmowę, jednak pogaduszki o pogodzie do niego nie pasowały. – Nie, w ogóle nie padało – odparła. – Przez cały czas świeci słońce. – To dobrze. – Znowu zamilkł. – Czy... czy skontaktowałaś się z agencją? Poczuła ucisk w gardle. Oczywiście, to do tego zmierzał! Sprawdź - Piechotą. Mały Jack znał drogę. - Darren promieniał dumą. Malindzie stanęły przed oczami całe te dwa kilometry, jakie dzieliły ich domy, i liczne skrzyżowania po drodze. Wzdrygnęła się i przytuliła mocniej Patryka. - Ogromnie się cieszę, chłopaki, że was widzę, ale dlaczego właściwie przyszliście? - Uciekliśmy. - Uciekliście? Ależ dlaczego? - Pani Dunlap powiedziała, że pośle nas do poprawczaka. Malinda, wściekła, zerwała się na nogi. - Że co zrobi?