zabrzmiała ostra nuta. Pochylił sie nad nia i zajrzał jej w usta.

Była taka zmeczona, tak strasznie zmeczona. Kiedy sie obudzi, załatwi swoje sprawy, ludzie wokół niej znowu beda mieli twarze... kiedy ju¿ wstanie... - Wiec z Twardzielem wszystko w porzadku? - spytał Nick, siadajac na brzegu hotelowego łó¿ka i zrzucajac buty. Przyciskajac słuchawke ramieniem do podbródka, rzucił sie na łó¿ko i spojrzał na sufit. 147 - Tak jak ci mówiłem - odparł Ole. - Grzeczny jest, tyle ¿e wyłazi na droge patrzec, czy nie wracasz. - Myslałem, ¿e wróce wczesniej - tłumaczył Nick - ale to mo¿e jeszcze troche potrwac. - Na to wyglada. Nick zmarszczył brwi na mysl o tym, jak głeboko utknał w tej całej historii. Ale własciwie przecie¿ wiedział, ¿e tak bedzie. Jak zawsze, kiedy w gre wchodziła ta kobieta. Dziwnie było widziec ja w szpitalu, cała opuchnieta i posiniaczona, czuc dawna gorycz zmieszana z litoscia, która teraz wzbudzała. Biedna, mała bogata dziewczynka. Albo raczej biedna, wredna bogata dziwka. http://www.wyposazenie-lazienki.net.pl/media/ godzine pózniej, nie wiedziała, ¿e ktos na nia patrzy... 10 Zdychaj, dziwko! - Te słowa wypowiedziano niskim, głuchym głosem. Pełnym nienawisci. Marla zmartwiała. Gwałtownie otworzyła oczy. W pokoju było ciemno. Bardzo ciemno. Czuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Przera¿enie scieło jej krew w ¿yłach. O Bo¿e, czy ktos tu jest? Mru¿ac oczy, rozejrzała sie po pokoju. Po chwili dostrzegła smuge swiatła pod drzwiami. Nikt nie czaił sie koło łó¿ka, ale... ale... W ułamku sekundy oblał ja zimny pot. Opanowała przera¿enie i właczyła stojaca przy łó¿ku lampke. W jednej

tylko swiatełka systemu alarmowego, poszedł prosto do drzwi apartamentu. Poło¿ył dłon na gałce i zawahał sie. Co jej powie? Co zrobi? Nic. Nie bedzie w stanie wydusic z siebie słowa. Zaciskajac zeby, zszedł na dół i nalał sobie drinka. Jaka bedzie cena zaspokojenia jego ¿adzy? Rozbita rodzina? Sprawdź James sapnał cicho, kiedy przytuliła go do piersi. Tak dobrze było go trzymac, tulic do siebie, a jednak cos... cos, co kryło sie na krawedzi pamieci, nie dawało jej spokoju. Dziecko obudziło sie, otworzyło oczy i zesztywniało. Popatrzyło na nia okragłymi oczami. - Czesc, malutki - szepneła Marla, czujac, jak jej serce wzbiera matczyna duma. To dziecko było czyms tak... tak cennym. Mały zamrugał, a potem, jakby jej posiniaczona twarz wydała mu sie przera¿ajaca, otworzył usta i uderzył w płacz. Mała twarzyczka poczerwieniała z wysiłku. Krzyczał, ile tchu w małych płucach. - Cicho, cicho, malutki - szepneła, głaszczac jego mała